W szponach szczęścia -- „Intacto”
W
świecie aż tak nasyconym smakiem, że aż go pozbawionym tęsknimy za czymś
prawdziwym. Tymczasem otrzymujemy coraz piękniejsze rzeczy, smakujące jak
papier. Podobnie jest z filmem „Intacto”. Ten obsypany nagrodami film
hiszpańskiego debiutanta Juana Carlosa Fresnadillo (m.in. nagroda Goya 2002 dla
najlepszego debiutu reżyserskiego 2002 roku oraz Cinema Writers Circle Awards
2002 za najlepszy film i montaż) wygląda ładnie a brzmi pusto, niczym
pozbawiony duszy instrument.
Można
mieć wątpliwości czy „Intacto” w pełni zasłużył na laury jakie zebrał, jednak
trzeba przyznać, że film jest dobrze nakręcony. Nie zawodzą aktorzy, a Xavi
Gimenez zasłużył na owacje za nietuzinkowe, wysmakowane zdjęcia. Kto oczekuje
kina z półwyspu Iberyjskiego w stylu Pedro Almodovara, ten się rozczaruje. Nie
ma tu klimatu oraz estetyki typowych tej filmowej szkole.
Sam temat
filmu wydaje się niewiarygodny. Twórcy „Intacto” próbują nam wmówić, że życie
to mroczna gra, w której wygrywają tylko najszczęśliwsi - w dodatku ci, którzy
potrafią odbierać szczęście innym w myśl zasady, że by zyskał ktoś, stracić też
ktoś musi. Istnieją tylko zwycięzcy i przegrani. Reszta jest skazana na
cierpienie i wieczne opieranie się pokusom…
Jesteś
w czepku urodzony – chwytaj dzień. Prześladuje cię w życiowy pech – uciekaj co
sił i unikaj ludzi, bowiem mogą ci skraść tę cząstkę farta, która jeszcze
pozostała w twoim posiadaniu. Albo goń i sprawdzaj czy są inni, być może więksi
szczęściarze od ciebie, jeśli lubisz z nimi walczyć. Ty wybierasz, ty
decydujesz…
Sam
film to dość skomplikowana układanka. Takie rozsypane puzzle. Szukający zemsty
za odebrany dar szczęścia Federico (Eusebio Poncela) potrzebuje mściciela.
Ślepy los trafia na jedynego ocalonego z katastrofy lotniczej Tomasa (Leonardo
Sbaraglia). Federico przekonuje go do swojego planu zakładającego starcie z
najpotężniejszym ze szczęściarzy. Jednak by go wcielić w życie pretendent do
najwyższego podium musi przejść kilka etapów, często nieuczciwej walki. Na
końcu tej piramidki czyha w swoim kasynie Samuel (znakomity Max von
Sydow), Żyd który podczas drugiej wojny
światowej cudownie ocalił się z obozu zagłady. Zapowiada się walka na śmierć i
życie…
W
dobie produkcji filmowych, gdzie prawie wszystko już było, wielu – szczególnie
młodych twórców – stwierdziło, że nadszedł czas łamania schematów. Robienia
tego by zszokować, przyciągnąć widza. Tu jednak ten zabieg nie wychodzi – film
nie skłania do żadnych głębszych przemyśleń, wydaje się być pusty. Co prawda
jest zaskakujący, lecz też dość chaotyczny (chyba taka nowa, teledyskowa moda).
Trudno się w nim odnaleźć. Jest także pełen paradoksów – największy szczęściarz
wydaje się być nieszczęśliwy. Nie wiem, czy to ma nas zachęcić do poszukiwania
szczęścia, czy stwierdzenia, że go po prostu nie ma. Trudno wyczuć.
Odpowiedzcie sobie sami.
Radomir Rek
Ocena (e-oskarów): 4/6
Komentarze
Prześlij komentarz
Proszę o merytoryczne opinie!