Życie po życiu -- "Inwazja barbarzyńców"
Okazuje się, że można zrobić
wesoły film o umieraniu. Tej trudnej sztuki dokonał kanadyjski reżyser Denys
Arcand kręcąc „Inwazję barbarzyńców”. Stworzył obraz bezpretensjonalny, w którym śmierć jest tylko
pretekstem do opowiedzenia historii o pięknie istnienia. Bo życie to wspaniałe
danie, jeśli tylko wiemy jak go posmakować.
Tytuł „Inwazja barbarzyńców” może
zmylić, przywodząc na myśl dzieła batalistyczne. Dlatego zachodzi obawa, że
będzie efektownie i pusto w środku. Nic bardziej błędnego – ten film to sentymentalna
podróż w kierunku końca, podczas której wielu z nas poczuje się bliżej
rozwikłania zagadki życia i śmierci.
Głównym bohaterem jest Remy (w
tej roli Remy Girard), nauczyciel akademicki i kochający życie hedonista w
jednej osobie. Człowiek, w przekonaniu którego zachodnia cywilizacja, której
początek dał Montaigne i Dante, ma się ku końcowi i nastaje epoka bezdusznych
barbarzyńców. Los sprawił, że Remy leży teraz w szpitalu w obliczu śmierci.
Lekarze w swoich rokowaniach nie dają mu szans. Mogą tylko ulżyć jego
cierpieniom. Za namową swojej matki i byłej żony Remy’ego - Louise (Dorothee
Berryman) - do Montrealu przyjeżdża z Londynu ich syn Sebastien (Stephane
Rousseau), by odwiedzić leżącego na łożu śmierci. Przybywa pomimo wahania i
tego, że nigdy nie odczuwał z ojcem specjalnej więzi. Uważał go zawsze za
rozpustnika i życiowego abnegata. Jest zdania, że ta choroba to kara za
grzechy. Choć ma mieszane uczucia, Sebastien robi wszystko co w jego mocy, by
ulżyć cierpieniom chorego. Okazuje się, że ma dar do zjednywania ludzi i
pomagania im. Choć nie jest to łatwe, skrzykuje przyjaciół ojca z lat młodości.
Odtąd będą oni towarzyszyć staremu człowiekowi przypominając mu dawne
szaleństwa oraz smak młodości.
Sebastien to symbol młodego
człowieka sukcesu, który dzięki swej ambicji i determinacji stał się bogaty.
Jest doskonale zorganizowany i zdyscyplinowany. Wydaje się być monogamistą – w
ogóle jest istnym przeciwieństwem ojca.
Żyje w ciągłym biegu. Często nie zauważa otaczającego go świata. Żyje
przykładnie, ma śliczną narzeczoną. Jednak czy jest szczęśliwy? Jak się opiera pokusom?
Czy jest mu w stanie zawrócić w głowie Nathalie (Marie-Josee Croze) - pewna
narkomanka, od której kupuje narkotyki mające przytłumić choremu ból?
Reasumując „Inwazja barbarzyńców”
to opowieść o miłości, przyjaźni i zakrętach losu. Dobrze zagrana i
wyreżyserowana. W pełni zasługuje na laury zebrane podczas tegorocznego
festiwalu w Cannes (nagroda za scenariusz dla Denysa Arcanda oraz dla
najlepszej aktorki Marie-Josee Croze). Zmusza do egzystencjalnych refleksji,
ale nie przygnębia. Sprawia, że się nawet uśmiechamy.
Radomir Rek
Ocena (e-oskarów): 5/6
Komentarze
Prześlij komentarz
Proszę o merytoryczne opinie!