Źli do szpiku kości -- "Drogówka"

@@@@@


Drogówka Wojciecha Smarzowskiego zaczyna się jak zwykła farsa, która stopniowo przeradza się w tragifarsę, aby na końcu pełnymi płucami zabrzmieć jak prawdziwa tragedia operowa.

I tak mamy tu kilka filmów w jednym – pierwszy to śmieszno-straszny nagrywany w technologii komórkowej a’la Miasto w komie tyczący policyjnego, wewnętrznego światka. Inny to thriller z uczciwym policjantem zamieszanym w zabójstwo kolegi – bohaterem, który walczy w obronie swojego życia oraz dobrego imienia. Natomiast ostatni to historia ze złem w tle, o pajęczynie układów na styku policji, polityki i biznesu skutecznie dławiącej wszelkie przejawy ludzkiej przyzwoitości. To zarazem doskonała karykatura polskiego społeczeństwa – w filmie, jak w krzywym zwierciadle odbijają się nasze wady i społeczne zależności. Zło Smarzowskiego przewija się praktycznie na każdym kroku i choć jak zwykle czai się z tyłu, schowane niejako za podwójną gardą to jednak jest wszechobecne i przenika nas do szpiku kości.

Co prawda pomysł z narracją filmową opartą o nagrania z komórek i mini kamer wideo jest żywcem zaczerpnięty z filmu Davida Ayera Bogowie ulicy, jednak mimo to nie traci na oryginalności bo oparty jest na polskim, przaśnym gruncie – to Hollywood po polsku z magicznym dotykiem dłoni naszej szkoły filmowej i wszechobecnego pesymizmu. Ciężar jaki jest w tym filmie znany jest nam bowiem na co dzień.

Pierwszy zwrot akcji mamy w momencie gdy najuczciwszy policjant z ferajny, sierżant Król (Bartłomiej Topa) popada w kłopoty rodzinne – wtedy orientujemy się, że taki święty nie jest i zaczynamy go podejrzewać o popełnienie zabójstwa na swoim koledze (Marcin Dorociński), u którego w kieszeni siedzi praktycznie cały komisariat.

Kolejny zwrot następuje, gdy wraz z bohaterem zaczynamy rozumieć, że został on jako kozioł ofiarny wplątany w sieć matactw i w końcu – śmierć kolegi. Topa krok po kroku mozolnie niczym bokser, albo nie przymierzając, skarabeusz brnie pod górę w poszukiwaniu oczyszczenia z zarzutów i szansy na powrót do życia i rzeczywistości. Próba ta jest niestety z góry skazana na tragiczny finał…
Głównego bohatera najpierw lubimy, potem w niego wątpimy, by potem do końca mu już kibicować w tej nierównej walce dobra ze złem, chęci życia w kontrze do chęci uśmiercania i dezawuowania człowiek jako takiego. Mamy tu do czynienia ze swoistą potyczką pomiędzy zepsutym do szpiku kości układem, a jednostką uwikłaną w tę beznadziejną walkę. Sprzedajni są wszyscy zdaje się mówić Smarzowski, jednak niektórzy moralnie stoją wyżej od innych i choć nie są świętymi to jednak nie płyną z rynsztokiem – za cenę życia niestety…

Typy bohaterów mamy w tym filmie wszelakie – co ciekawe prawie o każdym coś wiemy… Uczciwy, żonaty policjant nie biorący w łapę, ale posuwający na boku siostrę kolegi, który sam jest seksualnym dewiantem i zalicza co się tylko nawinie, choć rodziną stoi, policyjny samotny pijaczek, policjant-bokser oczekujący dziecka, które się rodzi czarne, choć sam ojciec białym jak kreda, szefowie – ci ubabrani i ci wolący pozostawać nieświadomymi, komendant ustawiający przetarg na ARO, rodziny, czy wreszcie drobny policyjny kombinator trzymający wszystkich kolegów z komendy w kieszeni. Dziwki, alfonsi, bójki, hulanka, swawola – czyli wszystko to co w Polsce było od wieków, a o czym pisał już Mickiewicz. Nasze odbicie w lustrze – cała, naga prawda o polskim społeczeństwie – trudno ją przełknąć, ale jednak trzeba… Skorumpowani, zapijaczeni politycy, immunitetowe układy i polityka rodem z PSL-owskiego korca – słowem wszystko to, czego nam na co dzień nie brakuje…

Wybierajmy dalej te „wypasione i wyrafinowane elity”, a będziemy się dalej taplać w bagienku, do którego boskie siły nas wrzuciły… To wszystko próbuje nam po cichu „wykrzyczeć” Smarzowski. I trzeba przyznać, że świetnie mu się to udaje – bowiem wychodzimy z kina otumanieni, z protestem na ustach przeciw rzeczywistości i tej naszej swojskiej „elitarnej” władzy. To film dla tych wszystkich, którzy po cichu rozumieją i protestują zarazem – a robią to cichcem tylko dlatego, że cenią sobie spokój i nie chcą być pokiereszowani życiowo albo zabici.
Swój film dedykuję tym, którzy mają prawo jazdy, tym, którzy jeszcze go nie mają oraz tym, którym drogówka już zdążyła je zabrać. Pasażerom z przedniego i tylnego siedzenia. Trzeźwym i pijanym. Przechodniom i rowerzystom – tak mówi o swoim dziele Smarzowski. 


Drogówka to barwna opowieść o współczesnej Warszawie. Subiektywny, pulsujący światłami drogowymi, kierunkowskazami i policyjnym kogutem portret miasta. To film o głupocie (nie tylko kierowców), o absurdalnych przepisach drogowych, o korkach ulicznych, autostradach na papierze i rzeczywistości dziurawych jezdniach. O tym, że są ci, którzy biorą, ale i ci, którzy dają. Pozwala to na refleksję o delikatnej różnicy między łapówką a dowodem wdzięczności – dodaje reżyser. 

Zdjęcia w filmie są agresywne  – konkluduje – niemal reporterskie, z wieloma punktami widzenia kamery. Reżyser chciał być blisko aktorów, czuć emocje, słyszeć oddechy i szepty. Aktorzy musieli "być", a nie "grać". Wiele kamer na planie miało "słuchać", rejestrować,  reagować z prędkością światła. Być dla aktorów, a nie odwrotnie. 

W efekcie uzyskano drapieżne zderzenie faktur filmowych, tej pierwszoplanowej i tej chropowatej, zaszumionej – z kamer przemysłowych, video i telefonów komórkowych. Montaż jest gęsty, niemalże teledyskowy. Akcja rozpędza się niebotycznie, niczym BMW sierżanta Króla, ale także, kiedy trzeba, potrafi konkretnie, czasem nawet zbyt ostro, przyhamować. Najważniejsze motywy – znaczeniowe, symboliczne i obyczajowe – ukryte są jeszcze głębiej, niż w Weselu i Domu złym. Dźwięki miasta i muzyka Mikołaja Trzaski świdrują, hałasują, atakują i epatują swoją kakofonią. Wszystko podporządkowane ciszy, która wybrzmi w końcowej scenie. 

Zdaniem reżysera najważniejsza jest w tym wszystkim opowieść o człowieku i wartościach, którymi powinien się kierować. Nie jest przyjemnie, ale za to z nadzieją, a nawet beznadzieją. I miejmy nadzieje, że pojawi się nowe w policji i współczesnej Polsce, że uczciwe wyprze nieuczciwe. Należy się z tym zgodzić. I tak nam dopomóż Bóg!

Radomir Rek

Ocena (e-oskarów): 5/6

@@@@@








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"FiLIP" • 🎬🎬🎬🎬🎬🎬 • ℙ𝕠𝕕𝕡𝕒𝕝𝕞𝕪 𝕥𝕠!

𝟘𝟘𝟟 𝕫𝕘ł𝕠𝕤́ 𝕤𝕚𝕖̨! • "DOPPELGÄNGER. SOBOWTÓR" • 🎬🎬🎬🎬🎬

To be or not to be • "Pszczelarz" • 🎬🎬🎬🎬🎬