"Chłopak" z szafy -- „Boogeyman”
Obserwujemy kryzys horroru.
Powoli kończą się pomysły na przerażanie. Prawie wszystko już było w tym
gatunku filmowym – doprawdy trudno w nim o nowatorstwo. Jednak nie tylko
dlatego „Boogeyman” jest słaby. Ten film zabija konwencję, bo ogląda się go w
ciągłym napięciu, bardzo niezdrowym zresztą. Nie ma czasu nawet na chwilę
przyjemności. To napięcie przyniesie tylko ból, nie dotykamy niczego więcej –
dalej czai się jedynie pustka, otchłań beznadziei.
Za każdym razem, gdy oglądam
jakiś nowy horror wydaje mi się, że już gdzieś widziałem coś podobnego. To
podstawowy zarzut, bo wszystko smakuje jak odgrzewane ziemniaki. Dodatkowo,
technika nie idzie raczej w sukurs twórcom kina grozy – komputerowe triki nie
mrożą krwi w żyłach, tak jak dawne analogowe
efekty specjalne. Komputery są w tym mniej wiarygodne, generując komiksowych,
czy wręcz papierowych przerażaczy. A twórcy pozostali jakby na rozstaju, nie
mogąc się zdecydować, czy pójść w klasykę, czy w stronę komputerowej tandety.
Ostatnio coraz bardziej skłaniają się ku temu drugiemu rozwiązaniu, co owocuje
filmami, które bardziej wydają się być grami komputerowymi.
Tima (Barry Ewatson) od
dzieciństwa dławi paraliżujący strach. Gdy miał osiem lat, ojciec czytał mu na
dobranoc bajki o Boogeymanie. Choć każda z nich kończyła się szczęśliwie, Tim
nigdy o nich nie zapomniał. Wszystko dlatego, że któregoś dnia na oczach
przerażonego dzieciaka, tajemnicza siła wciągnęła ojca do szafy. I tak
koszmarne opowieści stały się rzeczywistością. Od tej chwili kwitnie w nim
awersja do szaf – już jako dorosły chłopak mieszka w pokoju pozbawionym tych
mebli, dodatkowo sypiając na ascetycznym materacu. Groteskowe – prawda? Po
śmierci ojca, chłopiec na kilka lat trafił do szpitala psychiatrycznego. Na
niewiele się to zdało – dalej prześladuje go obawa, że dopadnie go potwór,
który zabił jego ojczulka. Gdy jako dorosły facet, Tim musi powrócić do domu
rodzinnego, nadarza się okazja stawienia czoła lękom. Jednak nie będzie to
łatwe…W międzyczasie znajomi głównego bohatera znikają w tajemniczych
okolicznościach. Także dlatego nasz heros postanawia rozprawić się z
Boogeymanem raz na zawsze. Pomagać będzie mu tajemnicza dziewczynka, Franny
(Skye McCole Bartusiak), która jako jedyna mu wierzy, a nawet twierdzi, że
widziała już kiedyś Boogeymana.
Reasumując to co wyziera z ekranu
– fabuła szczątkowa, gra aktorów daleka od ideału. Fakt, że film czasami wyrywa z fotela. Sam byłem
świadkiem jak jeden z recenzentów podskakiwał na siedzisku niczym golfowa
piłeczka. Jednak uzyskano to głównie za pomocą podprogowych przekazów i
migotania na ekranie. Nic więc dziwnego, że czasami tupniemy nogą, gdy
zaaplikuje nam się karabinową serię obrazów oraz tnące jak ostrze żyletki –
dźwięki. Agresywny montaż w kulminacyjnych momentach przyprawi niejednego o
zawrót głowy. Wrażenia są takie jak na rollercosterze – kolejce górskiej z
wesołego miasteczka. Przeżycie wstrząsające, tylko po co ja wsiadałem? Zapewne
jednak kiedyś znowu jakaś siła będzie mnie ciągnęła do kina na horror. Byle
następnym razem – lepszy.
Radomir Rek
Ocena (e-oskarów): 2/6
Komentarze
Prześlij komentarz
Proszę o merytoryczne opinie!