Głośny Allen i popis Blanchett • „Blue Jasmine”, 2017 • 🎬🎬🎬
FilmoTok recenzuje tylko najlepsze filmy!
Woody Allen, nie zwalnia tempa zarówno jako skandalista, jak i artysta. Ma na swoim
koncie już prawie 50 filmów i nie zwalnia tempa! Wydaje się, że pomysły nigdy mu
się nie kończą. Kolejne "dziecko" tego reżysera to „Blue
Jasmine”. Zazwyczaj ilość kłóci się z jakością, jednak filmy Allena temu przeczą. Bo reżyser po prostu ma swój styl i nie schodzi poniżej
pewnego poziomu. Poniekąd tak jest i tym razem, a "Blue Jasmine" "oberwała" trzy oskarowe nominacje 2014 - w kategoriach: najlepszy scenariusz (Woody Allen), aktorka (Cate Blanchett) i aktorka drugoplanowa (Sally Hawkins).
Woody Allen to twórca wrażliwy i
inteligentny, który uzyskał przez lata swej pracy niezależność, o której marzy
każdy artysta. Nie musi się już za bardzo przejmować komercyjną stroną
przedsięwzięcia. Po prostu realizuje swoje wizje, a najlepsi aktorzy stoją do
niego w kolejce, gotowi grać nawet za darmo, bo występowanie u niego to prestiż
i nobilitacja. Może dlatego korzystając z okazji kręci niemal „hurtowo”, jakby
obawiając się, iż wena oraz szczęście mogą go w każdej chwili opuścić…
Jednak przejdźmy do samego filmu.
Jasmine (Cate Blanchett) poznajemy w chwili gdy jej sielankowe życie u boku męża-oszusta
(Alec Baldwin) obraca się w perzynę. Bohaterka bez grosza przy duszy trafia pod
skrzydła siostry. Potrzebuje lokum, ale przede wszystkim opieki. Pragnie
zapomnieć, zacząć wszystko od nowa. Swoim wtargnięciem chcąc nie chcąc zaburza świat
Ginger (Sally Hawkins). Snobka Jasmine w jednej chwili musi zetrzeć się ze
światem robotników, kelnerek, mechaników samochodowych – czyli wszystkim tym,
czym do tej pory gardziła. To obietnica wielu perypetii na styku dramatu i
komedii…
Temat filmu – to chyba odbicie
rozterki we wnętrzu samego reżysera. W czym się lepiej czuje – w dramacie czy
komedii? Próbuje pogodzić w sobie obie pasje podając nam danie w pigułce, choć
tym razem zdecydowanie bardziej dramatyczne, ze sporą dozą goryczy. Sam
wolałbym komedię, bo jestem zdania, iż Allenowi po prostu bardziej w niej do
twarzy.
Do reżyserii i zdjęć (autorstwa
Javiera Aguirresarobe) trudno się przyczepić. Allen, mający od lat ekipę
sprawdzonych realizatorów, odświeża ją kierując się europejskim etapem twórczości. Javier to mistrz
kina hiszpańskiego znany z takich tytułów, jak „W stronę morza i „Porozmawiaj z
nią” – częstuje nas spokojnymi kadrami, nie epatując efekciarstwem. Film
zdecydowanie „kradnie” swoją kreacją aktorską Cate Blanchett i co zrozumiałe
zdjęcia nie mogą jej przytłaczać. Aktorka ze swobodą operuje ogromnym spektrum
wyrazu emocji, a na jej twarzy w jednej chwili mogą zagościć skrajna radość
oraz nieszczęście – te metamorfozy są wręcz niewiarygodne i sprawiają, że
uniesposób od niej oderwać oczu.
Na „Blue Jasmine” szedłem z pewną
obawą, czy nie zobaczę kolejnej kalki z Allena? I trochę niestety zobaczyłem –
historii brakuje „pazura”. Film o dziwo został nieźle przyjęty w
Ameryce. Chyba po prostu zatęskniono za Allenem w ojczyźnie, po tym jak na długo „pobłądził” w Europie.
Trzeba też przyznać, że kolejny
raz z banalnej historii Allen stworzył dzieło pełne uroku i inteligentnego
humoru. „Blue Jasmine” nie jest może filmem wybitnym, jednak został stworzony ot tak – z typową allenowską
nonszalancją, wyciągnięty „z rękawa” z łatwością iluzjonisty. A pamiętajmy, że
Woody zazwyczaj po filmie średnim, robi wielkie dzieło. Jestem prawie pewny, że
jego następny film będzie po prostu świetny. Ten jest tylko fajny, choć ze
świetną, "oskarową" rolą Cate Blanchett na okrasę.
© FilmoTok
Ocena (e-oskarów): 3/6
Komentarze
Prześlij komentarz
Proszę o merytoryczne opinie!