Anioł na kacu -- "Pod Mocnym Aniołem"
@@@
![]() |
fot. Radomir Rek |
Wojciech Smarzowski, polski guru reżyserski na miarę
dzisiejszych czasów, swoim nowym filmem "Pod Mocnym Aniołem" otwiera
oczy niedowiarkom. Zdaje się mówić: "to jest film o pijaństwie, przeze
mnie zrobiony, i to nie jest moje ostatnie słowo!".
Utytułowany reżyser, serwuje nam powtórkę z "Weselnego"
i "Drogówkowego" kaca - w skleconym na podstawie powieści Jerzego
Pilcha filmie, jak zwykle celnie obnaża polską zaściankowość, ściąga przybrane
przez nas pozy i maski, druzgocze naszą pewność siebie wyświetlając najgorsze
nawyki i zachowania. W jego ujęciu jesteśmy tradycyjnie szpetni i chyba nigdy
nie przejdziemy na "drugą stronę lustra", choćbyśmy nie wiem jak bardzo
chcieli znaleźć się w "krainie czarów". Wszystko z powodu polskiej mentalności,
kipiącej abnegacją i dekadencją postaw ludzkich.
Smarzowski to fachowiec, stroniący od fuszerki. Jednak
"polityka miłości" jest mu obca. Z dwóch dróg opowiadania o
pijaństwie - na wesoło i na smutno, on zawsze wybierze tą drugą. I chyba czas
najwyższy przejść na trochę wyższy level, bo czasem lepiej "upić się na
humor". A Smarzowski, pomimo niewątpliwego talentu, nabrał maniery smutasa.
Jak sam twierdzi, inaczej nie potrafi. Również w najnowszym filmie nie ma
lekkości opowiadania historii rodem z czeskiego kina. Mamy za to zdecydowany
przerost formy nad treścią. Świat nie ma szans w potyczce ze złem, zdaje się mówić reżyser.
Pewnie ma rację - ale iskierka pozytywnego przesłania nie zaszkodzi, bo
smutnawe jest całe polskie kino. Praktycznie od zawsze. A polski widz, jak
żaden inny, potrzebuje zastrzyku pozytywnej energii. Bo jak nie może być
lepiej, to niech przynajmniej będzie weselej. Tego Państwu oraz sobie życzę.
Ale przejdźmy do fabuły, lub raczej jej braku. Pisarz Jerzy
(Robert Więckiewicz) błądzi w malignie pomiędzy miłością do przypadkowo
poznanej dziewczyny (Julia Kijowska) a namiętnością do alkoholu. Czuwa nad nim
"anioł stróż" (Adam Woronowicz), który nijak potrafi go upilnować. I
tak w swoistym deja vu obserwujemy kolejne powroty Jerzego na odwyk. Ilekroć dr.
Granada (Andrzej Grabowski) postawi go na nogi, po wyjściu z ośrodka odwykowego
los rzuca Jerzego w kolejny cug. Życie naszego pisarza zapętla się między alkoholowym
zapomnieniem a delirką w szpitalu, w którym spotyka wachlarz pijackich bratnich
dusz.
Ta feeria postaci, jak to u Smarza - jest niezwykle bogata,
choć reżyser obraca się ciągle w tym samym garniturze aktorskim. Jedni
powiedzą, że to atut, inni zarzucą brak nowych twarzy lub towarzystwo wzajemnej
adoracji. Bo, choć Smarzowski zdaje się wyśmiewać polską rzeczywistość, to w
gruncie rzeczy sam trochę jej hołduje.
Niestety, kolejny raz podczas polskiej projekcji można
zgubić kilka fraz, bo po prostu w niektórych sekwencjach filmu źle słychać. Nie
wnikam z jakich względów: techniczno-dźwiekowych, aktorsko-dykcyjnych, czy też
wynikających ze złego doboru kina do pokazu. Jednak dla takiego profesjonalisty,
jak Smarzowski to grzech zaniechania wręcz niebywały, a tłumaczyć go można
tylko tym, że "upici" aktorzy musieli czasem bełkotać swoje kwestie.
Jak wiemy, obecnie nasz kraj jest w budowie i dynamicznie się
zmienia. Na lepsze czy na gorsze - tego jeszcze nie wie nikt. Jednak staramy
się być bardziej cywilizowani, otwarci, często ukrywając ubiorem lub pozą swoje
wady. U Smarzowskiego tej szyby nie ma -
wszystko jest szczere aż do bólu. Kiedy bohaterzy piją - to aż do wyrzygania
albo... kopulowania - niczym w "Warsaw Shore".
Kanonem scenariusza jest przeistoczenie bohatera - tutaj Jerzy
praktycznie się nie zmienia, brodząc w swym pijackim uporze aż do finalnej
sceny, dla której tak naprawdę należy ten film obejrzeć. Bo to swoisty podpis
reżysera, który i tym razem jest "autografem" wyjątkowo udanym. Kto
wie, może właśnie od tego ujęcia trzeba było zacząć...
"Pod mocnym Aniołem" to dzieło o klasę gorsze od poprzedzającej go
"Drogówki", niepotrzebnie przerysowane, i nie wnoszące nic nowego w
dyskurs o alkoholizmie. Mam wrażenie, że właśnie w "Drogówce" i
"Weselu" o pijaństwie opowiedziano wszystko - notabene dużo
subtelniej, bo miedzy wierszami. A już na pewno przed laty dużo trafniej na ten
temat wypowiedział się Marek Piwowski w dokumentalnym "Korkociągu", a
także Wojciech Has w kultowej "Pętli". Reasumując, kino Smarzowskiego tradycyjnie odziera nas trochę z tajemnicy, główną siłę
czerpiąc z ekspresji. Ale paradoksalnie w tym tkwi jego siła.
Radomir Rek
Ocena (e-oskarów): 3/6
@@@
Ocena (e-oskarów): 3/6
@@@
Komentarze
Prześlij komentarz
Proszę o merytoryczne opinie!