Wziąć byka za rogi -- "Gunman: Odkupienie"

@@



"Gunman: Odkupienie". Raczej grzech śmiertelny, bez szans na jego odpuszczenie. Sean Penn zjechał i to bardzo. Za to przypakował i dziś przypomina Pudziana - niestety tym razem sterydy zadziałały w dwójnasób. Urosły mięśnie, umysł się skurczył. Ucierpiał też wachlarz umiejętności aktorskich. Coś czuję, iż żadnego Oskara już dla tego aktora nie będzie. I nie to, żebym się pastwił - nie tym razem. Nawet Maciej Zakościelny zagrałby to lepiej, albo przynajmniej tę rolę odrzucił.

Byle tylko Sean Penn nie skończył jak Nicolas Cage, grywający w coraz to większych filmowych popłuczynach... "Gunman: Odkupienie" to lawina nieudolności - fabularnych, obyczajowych, reżyserskich, aktorskich. Śmieszy, tumani, przestrasza. Sensacja popełniona z naiwnością przedszkolaka - wyblakły sen dresiarza-szpanera po imprezie.

Zrobiony w balona przez szpiegowskich braci Jimm Terrier (Sean Penn) przeżywa chandrę. Cierpi miną, życiową postawą, spojrzeniem - jest wyraźnie podmęczony, bowiem parę lat temu musiał opuścić kobietę, Annie (Jasmine Trinca) przy okazji morderczego zlecenia w Afryce. Kilka lat samotności zamieniło go w cynika. Nie na tyle jednak, by nie bawić się w wolontariusza (kopacz studni) w kraju trzeciego świata. Sztampowo dopada go tajniacka przeszłość - i nie do końca zdefiniowane zło z Javierem Bardemem (Felix) w tle. Zaczynają się pościgi, strzelanki, trup ściele się gęsto, a wszyscy wydają się być podejrzani. W tym piekle znowu pojawia się Annie, wodząca na pokuszenie. To dla niej Jim pręży muskuły i idzie nawet na corridę.

Gunman, na miarę Jamesa Bonda, w pogoni za oprychami porusza się po całym świecie - "nawiedza" Anglię, Hiszpanię i kilka krajów afrykańskich z Sudanem na czele. Jest więc i filmowo i malowniczo. Potencjał jest - tylko ten film jakiś trywialny, bez wyrazu, nadęty, sztampowy, niezamierzenie slapstickowy. I słowo daję - ogląda się go, jak "Sępa" z Żebrowskim - niewzruszenie, bez wiary w akcję i bohaterów. Całości nie uratują - ani obsada, ani dobre zdjęcia. Tempo filmu przypomina arytmię przedzawałową. Lepiej po jego obejrzeniu zapaść na chwilową amnezję, śladem głównego bohatera. Zresztą Penn (oskarowy Obywatel Milk) gra tak, jakby zapominał w czym rej wodził wcześniej. Kto wie - może miał kaca po odrzuceniu roli w "Birdmanie", a może po prostu słabsze biorytmy. Naczelny bon vivant Hollywoodu (na "stanie" Madonna i Robin Wright!) tym razem trzeba przyznać, że strzelał ślepakami.

Radomir Rek

Ocena (e-oskarów): 2/6

@@


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"FiLIP" • 🎬🎬🎬🎬🎬🎬 • ℙ𝕠𝕕𝕡𝕒𝕝𝕞𝕪 𝕥𝕠!

𝟘𝟘𝟟 𝕫𝕘ł𝕠𝕤́ 𝕤𝕚𝕖̨! • "DOPPELGÄNGER. SOBOWTÓR" • 🎬🎬🎬🎬🎬

To be or not to be • "Pszczelarz" • 🎬🎬🎬🎬🎬