Teatr kosmosu • "Grawitacja" • 🎬🎬🎬🎬🎬
Zejść na ziemię – to hasło nabiera nowego wymiaru w obliczu filmu
Alfonso Cuarona „Grawitacja”. Można je rozpatrywać zarówno w aspekcie
rzeczywistym, jak i metafizycznym. Tym samym na ekranach zagościł jeden z
najbardziej wyczekiwanych filmów tego sezonu, obraz, który obrósł legendą na
długo przed premierą. Dziś jest faworytem w wyścigu po Oskary 2014 z 10 nominacjami na koncie.
I pewnie parę statuetek zgarnie, choć Złotego Globa Cuaron zdobył swym filmem "tylko" jednego - za reżyserię.
Cisza, spokój, stan nieważkości, kosmonauci pochłonięci swoją misją. Dr
Ryan Stone (Sandra Bullock) znalazła się w kosmosie, by zapomnieć o śmierci
kilkuletniej córki. Paradoksalnie, choć chciała być jak najdalej od realnego
świata, sytuacja sprawi, że w pierwotnym instynkcie przetrwania za wszelką cenę
będzie pragnęła na tę ziemię wrócić. Jako technik dr Stone naprawia jeden z
modułów stacji kosmicznej. Początkowo wszystko przypomina balet w zapierającej
dech kosmicznej scenografii. Mamy sielankę, przytłumione głosy z interkomu
słyszane, jakby gdzieś z oddali i widoki dostępne jedynie garstce wybrańców.
Atmosferę rozrzewnia dodatkowo kosmiczny „wyjadacz”, Matthew Kowalski, który zachowuje się z typową dla George Clooneya nonszalancją, za nic mając
odległość od ziemi. Kowalski napawa się kosmicznym dryfem, opowiadając
anegdotki i kawały. Beztroska na nieboskłonie trwa jednak tylko chwilę – szczątki
zepsutego satelity zamienią w jednej chwili spokojną orbitę w piekło, gdzie
jedynym pewnikiem jest śmierć. Chaos, który nagle powstaje wręcz wgniata nas w
fotele, wyzwalając napięcie, które będzie nam towarzyszyło aż do epilogu tej
walki o przetrwanie.
„Grawitacja” to dramat rozpisany na dwie postaci, który szybko
przekształca się w monodram. Jednak pomimo, że Clooney na długo znika nam z
oczu, to paradoksalnie ciągle wyczuwamy jego obecność. Jak się już pojawia, to
jako dobry duch, niczym łącznik pomiędzy dwoma światami – snem i jawą, niebem a
ziemią, bohaterką a widzami. A to nie jedyny sprytny zabieg reżysera...
Dodatkowo Cuaron w subtelny sposób „rysuje” naszą bezbronność wobec kosmosu. Ryan we wnętrzu kosmicznej kapsuły, niczym w domu, przyjmuje pozycję embrionalną – wtedy kosmos za szybą jest już mniej złowieszczy i trochę bajeczny. To kraina snu, w której królują pozory...
Film urzeka w warstwie obrazu – niebotyczne zdjęcia
kosmosu nigdy dotąd nie pojawiły się w kinie na taką skalę. Poczucie
osamotnienia, cisza, i brak tlenu zdają się udzielać widzom w tym samym
wymiarze co bohaterom. Tym razem świetnie sprawdza się trochę
przereklamowana technika 3D. Stan nieważkości w tym formacie okazuje się
niebywale plastyczny, przestrzenny. Bo trzeba przyznać, że głównym atutem filmu
nie jest wątek fabularny, będący po prawdzie dość ubogim. Klimat filmu budują
zdjęcia Emmanuela Lubezki. A pierwsze, grane kilkunastominutowym „longiem”
ujęcie wręcz otumania zmysły.
Wielkie uczucia mają w sobie ogromny ładunek skrajności – nie inaczej
jest w kosmicznej otchłani, w której można zakochać się bez granic, by chwilę
później marzyć o powrocie na ziemię. Bohaterowie „Grawitacji” dryfują w pustkę,
walczą z kończącym się paliwem i tlenem – jednak nikt im nie odbierze tego, co
widzieli. Tak samo jest z widzami. Bo choć z końcem filmu, będziemy zmuszeni
zejść na ziemię, to naszym zmysłom wrażeń nic nie odbierze. Tych na jawie.
Klapsów: 5/6
Komentarze
Prześlij komentarz
Proszę o merytoryczne opinie!