Karramba -- "Jack Strong"

@@

fot. Internet

Mam dwie wiadomości - dobrą i złą. Dobra: już nigdy nie dam się zmylić Marcinowi Mellerowi, zła: Marcin Meller mnie zmylił. Stwierdził bowiem, że "Jack Strong" objawił mu Pasikowskiego w najlepszej formie...

Losy szpiega Ryszarda Kuklińskiego, który sprzeniewierzył się Ruskim i komunie w sposób heroiczny, łamiąc przy okazji swoje życie, jak styropian - to historia o oskarowym wręcz potencjale. Tymczasem otrzymujemy coś na wzór "Porwania Baltazara Gąbki" - bajeczkę. A zamiast prawdziwego szpiega, dostajemy tego z Krainy Deszczowców. Przecież nikt nie podważy prawdziwości losów Kuklińskiego, ale do diaska -  to nie znaczy, że konstrukcja fabuły musi ocierać się o banalność.

Film Pasikowskiego jest, jak wpis prezydenta Komorowskiego do pamiątkowej księgi w japońskim konsulacie. Sam nie wiem, czy to tylko grafomania, dysleksja, dysgrafia, czy po prostu analfabetyzm. Niektórzy "kochają" marionetkowego prezydenta, znajdą się więc też wielbiciele efekciarskiego "talentu" reżysera - tego od "Psów" i doskonałego debiutu w postaci "Krolla".

Ta recenzja to protest przeciwko wydawaniu publicznych pieniędzy na niedouczonych, leniwych, pozbawionych wyobraźni "specjalistów". Protestuję, żeby historia o takim wymiarze przybrała formę konfabulacji, a niestety tak jest w przypadku najnowszego "hitu" Pasikowskiego.

Film nawet nieźle się zaczyna. Na wzór amerykański, widzimy napisy z maszyny szyfrowej, które tłumaczą epokowy zarys sytuacji. Przez krotochwilę poczułem się, jak w Hollywood. Dalej jest już tylko gorzej...

Niebywałe, że można spaprać historię szpiegowską z takim potencjałem. Zamysłem reżysera było stworzenie zasłużonego pomnika na cześć Kuklińskiego (pseudonim "Jack Strong" lub "Mewa"). Faktycznie film pod tym względem zrobiony jest na "tak". Jednak w tym peanie pojawiło się stado niedoróbek i fałszywych nut.

Na Boga - czy naprawdę trzeba traktować widza, jak troglodytę, wszystko mu tłumaczyć, czasami po dwakroć, zamiast operować niuansami, podtekstami, tak jak to się odbywa w wielkim, światowym kinie. Poza tym kiedy nasi intelektualiści domyślą się, że film to taka materia, gdzie hasło "diabeł tkwi w szczegółach" jest najaktualniejsze?

Tymczasem polscy filmowi kustosze tworzą niechlujnie przygotowani, niczym na emocjonalnym kacu. Podobnie tutaj - można odnieść wrażenie, jakby "Jack Strong" był kręcony w pośpiechu, bez pochylenia się nad dokumentacją i realizmem opowiadanej historii. Nie przyswajam też nachalnego wpajania nam jedynie właściwej prawdy o wybuchu stanu wojennego - reżyser lansuje teorię, że Jaruzel był do tego przez sowietów zmuszony - ot taki biedny miś. Może tak, a może nie...

A już maestrią ignorancji jest miraż, że wszyscy koledzy z pracy Kuklińskiego (wojskowi) pod pozorem ścigania go, tak naprawdę umożliwiają mu ucieczkę. Jeśli tak było faktycznie - to naprawdę musieliśmy tych Rosjan nienawidzić - na każdym możliwym szczeblu, solidarnie, że tak powiem...

Rozczula też maszyna szyfrowa, którą posługiwał się "Mewa", mająca na spodzie obudowy napis: "Made in USA" czcionką 20 nabazgrany. Chyba po to, by komuniści nie mieli wątpliwości, kiedy Kuklińskiego już w swe łapy chwycą...

Pasikowski od czasów "Psów" nic a nic się nie rozwinął. Wtedy jeszcze uwodził i nabierał widzów świeżością oraz tym, że "bohaterscy" ubecy klną na ekranie niczym szewcy i obracają nastoletnie panienki, tonąc w oparach papierosów, w oparach wódki. Prawie wszyscy zachwycaliśmy się onegdaj sylwetką Franza Maurera, bo w sumie było coś w tej postaci interesująco-knajackiego, a niedoróbki warsztatowe schodziły gdzieś na plan drugi. Dziś wysuwają się na czoło...

Być może reżyser stwierdził, że widz tych braków nie dostrzeże, olał je - tymczasem to właśnie takie smaczki "budują" filmy. Polecam "lekturę" klasyków Tarantino. Tam dopracowany jest niemalże każdy detal - powstają o tym nawet prace magisterskie.

Trochę szkoda talentów aktorskich Dorocińskiego (Jack Strong), Ostaszewskiej (Hanna Kuklińska) - bo oni akurat swoją grą ratują film, jak mogą - choć do zagrania nie mają zbyt wiele i muszą błądzić po omacku, w poszukiwaniu sposobu na postać. Np. kłótnia między małżonkami wybucha niejako bez powodu - nie czujemy jej temperatury, a talerze "latają w powietrzu" niczym UFO - niewiarygodnie. Sytuację niewątpliwie tuszuje Krzysztof Globisz . W tym chaotycznym sosie, jako Florian Siwicki wypada nad wyraz "lekkostrawnie".

Plus dodatni za charakteryzację, scenografię, tempo i napięcie, które ma, jak to za komuny 220 volt, choć mam wrażenie, że zamiast rosnąć, spada. Mamy też niezły, jak na polskie warunki pościg samochodowy w zimowej scenerii. Więc ogólnie tanio nie jest, no i nie do końca fajnie też niestety. Za dużo jest tu skrótów myślowych, uproszczeń, filmowych kalek, by uznać "Jacka Stronga" za film godny życia Ryszarda Kuklińskiego i niewyjaśnionej śmierci jego synów.

I jak wydawało się niemożliwym, żeby zrobić film o Katyniu tak, by nie dostać Oskara - tak wątpliwym wydaje się zmarnowanie historii największego polskiego szpiega. A jednak. I pomyśleć, że płonąłem wręcz z chęci wychwalenia polskiego filmu... Tu się piać z zachwytu nie da.

Na koniec dodam, że był Pasikowski w dobrej formie, ale chyba fizycznej. Następnym razem - błagam - jeśli już musicie wydawać nasze miliony na filmy o największych wydarzeniach w dziejach Polski (typu Katyń, Kukliński, Bitwa pod Wiedniem, Powstania) to niech to zrobi ktoś kumaty, wrażliwy - nie wiem, może Agnieszka Holland (świetne "Zabić księdza") czy Marek Lechki (znakomite "Erratum") - bo dawanie tych pieniędzy "zgranym" szpanerom płynącym "na fali" po prostu mija się z celem.

Radomir Rek


Ocena (e-oskarów): 2/6

@@


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"FiLIP" • 🎬🎬🎬🎬🎬🎬 • ℙ𝕠𝕕𝕡𝕒𝕝𝕞𝕪 𝕥𝕠!

𝟘𝟘𝟟 𝕫𝕘ł𝕠𝕤́ 𝕤𝕚𝕖̨! • "DOPPELGÄNGER. SOBOWTÓR" • 🎬🎬🎬🎬🎬

To be or not to be • "Pszczelarz" • 🎬🎬🎬🎬🎬