W oceanie gwiazd -- „Ocean’s twelve: Dogrywka”
Filmu z taką obsadą po
prostu nie sposób przeoczyć. Wokół same gwiazdy - aż się w głowie kręci. Ale
uwaga! „Ocean’s twelve: Dogrywka” to tylko czysta rozrywka – kino sensacyjne,
choć w naprawdę dobrym wydaniu. Steven Soderberg to orędownik kina ambitnego,
jednak ostatnio strasznie się skomercjalizował. Jak sam tłumaczy, pozwala mu to
na realizację innych, autorskich projektów. Czekamy więc na nie z
niecierpliwością, zadowoliwszy się „Ocean’s twelve” – sensacją wysokiej próby.
„Ocean’s eleven: Ryzykowna gra”
był w opinii ekspertów udanym remakem filmu sprzed lat. Choć jego sukces był
umiarkowany, to dziś mamy okazję oglądać jego kontynuację, „Ocean’s twelve:
Dogrywka”. To dalszy ciąg przygód bohaterów z pierwszej części, plus parę
nowych gwiazd.
Od historycznego, udanego skoku
bandy dowodzonej przez Danny’ego Oceana (George Clooney) na „niemożliwe do
obrobienia” kasyno w Las Vegas minęły trzy lata. Każdy z tamtej paczki
„opryszków” żyje na swój sposób. Niektórzy pomnożyli majątek, inni ciężką,
codzienną pracą stracili wszystko to, co ukradli. Do podziału było wtedy sporo,
bo 160 mln dol. (mam niepokojące wrażenie, iż podobna kwota stanowiła budżet
nowego filmu). Choć każdy z członków
bandy próbuje wieść spokojne, praworządne życie, to jednak czegoś wyraźnie im
brakuje - adrenaliny kolejnego skoku. Gdy są w akcji - wtedy są najszczęśliwsi.
Z „marazmu” wyciąga ich Terry Benedict (Andy Garcia), właściciel obłupionego w
poprzedniej części kasyna, który wpada na trop naszej jedenastki bohaterów. Ktoś
ich wydał – Benedict ma na nich dowody. Stawia im ultimatum. Mają dwa tygodnie
na zwrot pieniędzy, 160 mln dol. plus odsetki. Rzecz jasna większość pieniążków
została już „skonsumowana” przez naszych beztroskich bohaterów, pozostała tylko
kwota pokrywająca…odsetki. Aby oddać trzeba więc ukraść. Złodzieje udają się
więc na podbój Europy. Nareszcie są w swoim żywiole. Lecz tym razem mają
godnego przeciwnika, w postaci tajemniczego złodzieja indywidualisty, który z
nimi rywalizuje. Dodajmy bogacza, którego nie kręci łup sam w sobie, lecz
chorobliwa chęć bycia lepszym. Ten niebywały spryciarz wydaje się być zawsze
krok przed nimi. Lecz to nie ostatnia osoba, chcąca naszym sympatycznym
złodziejom zajść za skórę. Ściga ich także była dziewczyna członka gangu, Rusty’ego
Ryana (Brad Pitt), inteligentna i przebiegłą agentka Europolu – Isabel Lahiri
(Catherine Zeta-Jones). Najważniejsze sceny filmu rozgrywają się w Amsterdamie
i Rzymie. Ponieważ nie wszystko idzie po myśli naszej bandy rzezimieszków, na
czas akcji w Wiecznym Mieście do gangu z konieczności dołącza 12 osoba, żona Danny’ego – Tess (Julia Roberts).
To ich ostatnia deska ratunku…
Niestety w „Ocea’s twelve” nie
zabrakło niepotrzebnego efekciarstwa. Soderberg podobnie jak wielu innych
dzisiejszych twórców, uległ nowej, teledyskowej modzie. Chaos i dynamika obrazu
sprawia, że łatwo można zgubić wątek. To co miało być w założeniu
uatrakcyjnieniem, niepotrzebnie zaciera dobre wrażenie wypływające z ciekawej,
zabawnej fabuły oraz zaskakujących zwrotów akcji. Natomiast trzeba przyznać, iż
reżyserowi udało się wspaniale dopasować aktorów, co przy takim starciu
gwiazdorskich osobowości jest niewątpliwą sztuką. W większości grają oni lepiej
i na większym luzie niż miało to miejsce w poprzedniej części. No i jest jeszcze
Bruce Willis, epizodycznie grający…siebie samego. Ta wspaniała obsada naprawdę stanowi o sile
tego filmu.
Osobiście wolę Soderberga z jego
ambitniejszych filmów. Ten film to była dla niego zabawa, z wyraźnym celem – by
dać się bawić innym. Na pewno nie wzbudzi tylu dyskusji, co skrytykowany, a
przecież nienajgorszy „Solaris”. Może o
to chodzi – odpocząć, a potem wrócić zaskakując ze zdwojoną siłą. A ci, którzy
wstąpią do kina na „Ocean’s twelve” raczej wyjdą uśmiechnięci.
Radomir Rek
Ocena (e-oskarów): 4,5/6
Komentarze
Prześlij komentarz
Proszę o merytoryczne opinie!