Pechowy wdzięk -- „Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń”

Ledwo zdążyłem na pokaz tego filmu, bo i nie przykładałem do niego zbytniej wagi. Pomyślałem, iż to kolejna bajeczka w stylu Harryego Pottera, który nuży mnie zarówno w książkach jak i na ekranie. Po dziesięciu minutach diametralnie zmieniłem zdanie, a film wprowadził mnie w znakomity nastrój na resztę dnia. I pomyśleć, że seria niefortunnych zdarzeń (pozdrawiam kontrolerów w metrze) o mały włos nie pozbawiła mnie przyjemności zobaczenia tej magicznej opowieści.

Gdy już wygodnie rozsiadłem się w fotelu, okazało się, że „Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń” bardziej niż Pottera przypomina „Małych Agentów” Rodrigueza. Nie jest najgorzej – pomyślałem. I z każdą chwilą było lepiej, wręcz odpłynąłem w świat wyobraźni. Nawet dubbing mi nie przeszkadzał, podczas gdy zazwyczaj na samą myśl o takim rozwiązaniu nerwy trzaskają mi jak postronki. Tymczasem – o zgrozo – muszę przyznać, iż był on niezły, pasujący do konwencji filmu.

Film niniejszy to ekranizacja cyklu powieści Daniela Handlera - pisarza kryjącego się za pseudonimem Lemony Snicket - znanych pod wspólnym tytułem „Seria niefortunnych zdarzeń”. Wersja kinowa stanowi kompilację trzech pierwszych tomów z serii.

Trójkę dziecięcych bohaterów : Wioletkę, Klausa i Słoneczko Baudelaire’ów dotyka ogromne nieszczęście – w pożarze domu tracą rodziców. Choć wydaje się to niemożliwe, wkrótce ich los zmienia się na gorsze. W następstwie ponurych wydarzeń sieroty trafiają pod skrzydła ekscentrycznego wuja, hrabiego Olafa. Szybko okazuje się, że los dzieci w ogóle go nie obchodzi, a jedynym jego celem jest zagarniecie majątku, który pozostał dzieciakom w spadku po rodzicach. Od tej pory łotr ten będzie się starał pozbyć naszych milusińskich, którzy o dobrowolnym pozostaniu w opiece krewnego-hultaja  nawet nie chcą słyszeć. I tak rozpoczyna się seria niefortunnych zdarzeń…

Dzieło w reżyserii Brada Siberlinga jest niezwykle stylowe i pełne wdzięku. Doskonałe, wysmakowane zdjęcia,  perfekcyjna scenografia oraz wartka, cały czas trzymająca w napięciu akcja, nie pozwalają nawet na chwilę znudzenia. Przy tym filmie „Harry Potter”, czy „Mali agenci” Rodrigueza wypadają blado.

W filmie obsadzono m.in. Jima Carrey’a. Do tej pory uważałem go  - jako aktora -  za kiczowatego błazna, który w swoich rolach drażni i irytuje, głównie swoimi przerysowanymi minami na jedno kopyto. A tutaj meganiespodzianka. Grając hrabiego Olafa jest znakomity, jakby ta kreacja była skrojona specjalnie dla niego. Wypada więc pochylić czoła. Tę szansę wykorzystał. Zresztą w obsadzie mamy jeszcze parę smaczków, chociażby Meryl Streep, jako ciotkę Josephine, czy będącego narratorem opowieści - Juda Law.

„Seria niefortunnych zdarzeń” to opowieść pełna uroku. Taka filmowa baśń. Dzieci będą zachwycone. Dorosłym za to pozwoli się rozluźnić, uśmiechnąć, choć na chwilę wrócić do dziecięcych czasów i odpłynąć w świat imaginacji. I radzę nie wychodzić przed końcem napisów!

Radomir Rek

Ocena (e-oskarów): 5/6

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"FiLIP" • 🎬🎬🎬🎬🎬🎬 • ℙ𝕠𝕕𝕡𝕒𝕝𝕞𝕪 𝕥𝕠!

𝟘𝟘𝟟 𝕫𝕘ł𝕠𝕤́ 𝕤𝕚𝕖̨! • "DOPPELGÄNGER. SOBOWTÓR" • 🎬🎬🎬🎬🎬

To be or not to be • "Pszczelarz" • 🎬🎬🎬🎬🎬